Jeden z moich długoletnich znajomych, starszy już mecenas, barwna postać lubelskiej palestry, który „z niejednego pieca chleb jadł” i niejeden zawód prawniczy przez ponad siedemdziesiąt lat życia wykonywał (zresztą z powodzeniem nadal wykonuje), na początku mojej drogi zawodowej powtórzył mi maksymę którą usłyszał z kolei od swojego długoletniego znajomego – także mecenasa:
czasami zastanawiam się nie nad tym co powiedzieć na rozprawie ale nad tym czego nie powiedzieć 🙂
Od tamtego czasu z powodzeniem stosuję ww. zasadę i wielokrotnie miałem możliwość przekonania się o jej słuszności.
Do dziś nie zapomnę – gdy swego czasu byłem przesłuchiwany w charakterze świadka – jak pełnomocnik strony dosłownie gryzł palce z powodu nieopatrznych pytań mocodawcy.
Dlatego na sali sądowej raczej powściągam język pozostawiając kwieciste oracje stronie przeciwnej.
Tak jest: wyobraź sobie, że milczenie w procesie nie zawsze oznacza zgodę na twierdzenia strony przeciwnej.
Bywa i tak, że milcząc nie wywołasz kolejnego wątku, nie sprowokujesz repliki czy niewygodnych pytań sądu lub strony przeciwnej bądź też jej pełnomocnika:)
Dlatego jeśli składasz wyjaśnienia czy zeznajesz przed sądem powściągnij emocje i trzymaj się głównego wątku.
Na rozprawie sądowej powściągliwość i wyrachowanie procesowe bywają cenniejsze aniżeli piękne oracje czy ujawnianie niecnych postępków przeciwnika procesowego.
Jeśli wybierasz pełnomocnika procesowego upewnij się czy aby nie będzie chciał się na siłę popisywać swoją wiedzą, znajomością tematu i elokwencją 🙂 (wiedz, że niektórzy chcą w ten sposób zrobić wrażenie jedynie na swoich klientach 😉 ) oraz czy będzie w stanie powściągnąć także Twoje emocje.
Milczenie jest złotem 🙂
{ 1 komentarz… przeczytaj go poniżej albo dodaj swój }
Mecenas ma całkowitą rację 🙂 czasem lepiej powiedzieć mniej, niż więcej i zniszczyć sobie ułożoną misternie strategię procesową.