Niedawno skutecznie pomogłem przedsiębiorcy w sprawie, która zrazu wydawała się z góry przegraną. Podzielę się z Tobą tą historią. Może weźmiesz z niej coś dla siebie. Może uchroni Cię przed stratą pieniędzy albo skłoni do refleksji.
Posłuchaj jakie niuanse mogą mieć znaczenie dla sprawy.
Kopalnia – realia
Pan Stefan (pozdrawiam) zajmuje wydobywaniem żwiru i piasku. Pewnie się domyślasz, że przy tego typu działalności dowody transakcji nie są sprawą priorytetową. Mało kto o nich pamięta do czasu aż trzeba upomnieć się o pieniądze. Działa tak wiele mikro, a nawet większych przedsiębiorców.
Zasadniczo – tak jak w wielu innych biznesach – klienci zamówienia składają telefonicznie. Pan Stefan wraz z synem przyjmują zamówienia, dokonują wydobycia i załadunku żwiru i piasku, wystawiają faktury.
Klienci którzy mają za sobą jedną czy dwie transakcje gotówkowe – otrzymują na kolejne transakcje faktury przelewowe. Pan Stefan po zakończeniu miesiąca wystawia zbiorczą fakturę. Termin płatności takich faktur wynosi zwykle 30-60 dni.
Zanim mija termin płatności pierwszej faktury wystawia drugą, trzecią. Tak potrafi się uzbierać kilkadziesiąt tysięcy.
W czym problem?
- Zwykle nie sposób pamiętać kto dokładnie w imieniu kontrahenta składał zamówienie. Dlaczego tak jest: otóż przy dłuższej współpracy w przeciągu jakiegoś okresu kontaktuje się w imieniu klienta szereg pracowników. Spamiętać ich niepodobna a tym bardziej przyporządkować do poszczególnych transakcji.
- Po żwir czy piasek przyjeżdżają w imieniu klienta różni i nieznani sprzedawcy kierowcy. Jak możesz się domyślić – nie mają oni żadnych pełnomocnictw. Komunikują po prostu, że przyjechali od klienta X.
- Czasami kierowcy kwitują co prawda dokumenty wydania towaru WZ – natomiast wierz mi na słowo: z bazgrołów na WZ nie odszyfrowałbyś nic, co by mogło naprowadzić Cię na tożsamość autora podpisu. Są to po prostu swego rodzaju parafy, skróty – których znaczenia po tygodniu nie pamięta składający ten „podpis” – a co dopiero osoba postronna. W innych przypadkach szczególnie przy stałych klientach i gdy pan Stefan jest sam „na kopalni” i musi zaraz załadować towar innemu klientowi – zapisuje po prostu w zeszycie który ma w kabinie ilość załadowanego piasku.
- Po załadunku albo na koniec miesiąca pan Stefan wystawia fakturę. Fakturę obiera jeden z kierowców klienta – ale nikt jej nie podpisuje: wszak wszyscy wiedzą, że ustawa o rachunkowości nie wymaga podpisów na fakturach 🙂 Ewentualnie pan Stefan wysyła fakturę pocztą – listem ekonomicznym. Nikt nie odsyła podpisanych faktur 🙂
Sprawa trafia do mnie
Z takich mniej więcej realiach zgłosił się do mnie pan Stefan z niespłaconym problemem w wysokości ok. siedemdziesięciu tysięcy złotych.
Czym zatem dysponowałem jako pełnomocnik wierzyciela:
- Informacją od Pana Stefana, że zamówienie było złożone telefonicznie: „dzwonił ktoś z firmy dłużnika – nie pamiętam kto” oraz „żwir odbierali różni kierowcy – powoływali się na firmę dłużnika”
- Niepodpisaną fakturą, której drugi egzemplarz wziął wedle relacji pana Stefana – niezidentyfikowany kierowca zgłaszający się po żwir w imieniu dłużnika
- W części dokumentami WZ z nieczytelnym bazgrołami mającymi imitować skrócony podpis w/w niezidentyfikowanego kierowcy zaś na pozostałą część załadowanego towaru notatkami własnymi pana Stefana
- Wysłanym do dłużnika wezwaniem do zapłaty, które pozostało bez jakiejkolwiek odpowiedzi.
Co zrobić?
Nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać: nie wiadomo kto zamawiał, nie wiadomo kto odebrał żwir, wiadomo że pieniędzy nie ma i nic nie wskazuje że będą 🙂
Nie wiedziałem za bardzo jak ugryźć sprawę. Obawiałem się, że przy takim stanie dowodów a w zasadzie ich braku sprawa będzie jak nic przegrana – w razie jakiejkolwiek negacji pozwanego dłużnika. Negacji zaś należy się w procesie spodziewać jak nic.
Z drugiej strony żal mi było tego zacnego człowieka. Jego ciężka pracę, dobroduszność i zaufanie jakim darzył swoich kontrahentów zostały wykorzystane w niecny sposób.
Drążenie sprawy
Zacząłem drążyć temat – tj.: wydzwaniać do pana Stefana.
Dopytywałem o szczegóły, których nie sposób znaleźć w tak szczątkowych dokumentach, jakie otrzymałem. Dowiedziałem się, że pamięta marki ciężarówek odbierających piasek i żwir: Scania i Mercedes. Mało tego: okazało się że zapisał w zeszycie numer rejestracyjny jednego z aut.
W następnej rozmowie przypomniał sobie, że jeden z kierowców wspomniał mu na jaka inwestycję wiezie żwir: była to inwestycja finansowana przez pobliską gminę.
Było to dla mnie ciągle za mało.
Uświadamiałem pana Stefana, że naszym obowiązkiem w sądzie jest udowodnić przede wszystkim że on spełnił własne świadczenie za które domaga się zapłaty. Poza tym że spełnił je na rzecz tego kto zamawiał. Jak również jakie były warunki transakcji.
Wskazywałem, jaki sposób obrony może obrać pozwany. Nawet wiedząc na jaką inwestycję był dostarczany żwir trzeba jeszcze udowodnić, że to jest żwir od niego. Wszak nie jest to rzecz o cechach indywidualnych, którą rozpoznasz na pierwszy rzut oka, że jest twoja.
Eureka
Niedługo potem przekonałem się, jaki sens miało drążenie przeze mnie sprawy krok po kroku.
W kolejnej rozmowie pan Stefan niejako przy okazji powiedział mi rzecz arcyważną biorcą pod uwagę powodzenie procesu. Było to coś co przełamało moje obawy i stanowiło punkt zwrotny. Nie dowiedziałbym tego się nie dociekając szczegółów. Otóż powiedział mi rzecz przełomową dowodowo: piasek pochodził z konkretnego dość charakterystycznego złoża.
Oddam tutaj głos panu Stefanowi przywołując jego słowa:
Piasek z tego złoża charakteryzuje się barwą oliwkową, rdzawo – czerwoną oraz grubszym uziarnieniem. Występuje tylko na obszarze tego złoża i jest rozpoznawany przez klientów.
Ta informacja zmieniła moją optykę procesową. Dała argumenty do procesu sądowego – argumenty które można przekuć w materiał dowodowy.
Nie chcę Cię zamęczać szczegółami procesu: dość powiedzieć, że sprawa zakończyła się w sądzie sukcesem. Na domiar tego została skutecznie i w całości wyegzekwowana.
Wygrana w sądzie w sprawie przedsiębiorcy sprzedającego piasek i żwir – wnioski
Dlaczego się dzielę z Tobą tą historią? Chciałem Ci pokazać, jak ważne jest zabezpieczenie dowodów na potwierdzenie tego: z kim się umawiałeś, co i z kim ustaliłeś, co wykonałeś.
W tej sprawie „języczkiem u wagi” była możliwość identyfikacji piasku pana Stefana na konkretnej inwestycji realizowanej przez dłużnika.
Gdybym nie miał tej informacji dłużnik mógłby się łatwy sposób wyłgać, że piasek pochodzi z innego źródła.
Chciałem Ci uświadomić, że wszystko może mieć znaczenie.
Chciałem Ci też pokazać jak ważna jest Twoja relacja z prawnikiem.
Prawnik bez Twego udziału może nie być w stanie domyśleć się elementów istotnych dla sprawy.
Leszek Bloch
radca prawny
Zdjęcie: Shane McLendon on Unsplash
***
Kto i gdzie siada na sali sądowej
Kilka dni temu wysłuchałem ogłoszenia wyroku apelacyjnego w niezwykle interesującej sprawie (dotyczyła odpowiedzialności Skarbu Państwa i komornika, zaś ja reprezentowałem przypozwanego do sprawy spadkobiercę komornika).
Po wejściu na salę sądową i zwyczajowym powitaniu (Dzień dobry ) sędzia odezwała się mniej więcej takimi słowy: „Widzę, że zajęliście Państwo określone miejsca, zatem proszę powiedzieć: kto jest kim w sprawie”? [Czytaj dalej…]
{ 3 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
No proszę jakie to czasem z pozoru nie istotne szczegóły potrafią mieć duży wpływ na całą sprawę. Gdyby nie ten piasek to nie udało by się wygrać sprawy?
Prawdę mówiąc nie wiem czy bez wykazania właściwości piasku sprawa byłaby przegrana. Pozostawałyby zeznania stron, świadków a ja dołożyłbym wszelkich starań – niemniej trudno zakładać komu sąd dałby wiarę 🙂
Niesamowita sprawa, która pokazuje, że każda nawet najmniejsza rzecz ma znaczenie i sęk w tym, żeby te rzeczy znaleźć 😉